Mimo iż wielu z nas uwielbia niezwykle hitowy album Femme Fatale z 2011 roku, fani i krytycy są zgodni – zaangażowanie Britney Spears w tworzenie go było znikome. Gwiazda współpisała tylko jedną piosenkę, a wokalnych popisów dali przede wszystkim inżynierowie tworzący krążek zajmujący się jego obróbką. Robotyczny i przepełniony filtrami efekt zapewne był taki w zamyśle, lecz tu rodzą się pytania, ile w muzyce Britney jest samej Britney, a ile komercyjnego produktu. Dlatego też nasza gwiazda, albo jej wytwórnia, zdecydowała się poprawić wizerunek Britney-artystki przy okazji następnego albumu. Ostatecznie spełniły się marzenia fanów – Spears pisze wszystkie piosenki, śpiewa ładne ballady, zaprasza nas do swojego prywatnego świata. Niestety to wszystko tylko w teorii, a praktyka zweryfikowała swoje i na przełomie listopada i grudnia 2013, Britney wydała najgorszy album w swojej karierze. Właśnie mija 10 lat od tego wydarzenia i część z Was uważa, że jest on niedoceniony, a druga część jest za teorią, że powstał on wyłącznie na potrzeby rezydentury w Las Vegas…
Ponoć Britney rozpoczęła pracę nad albumem już na początku 2012 roku. Nie wiadomo ile w tym prawdy, ale początkowe pogłoski o płycie były obiecujące: mówiono, że będzie to “Blackout 2.0”, wypełnią go hip-hopowe klimaty, a nad albumem pracuje sam William Orbit (współtwórca uznanego krążka Madonny “Ray of Light”). Później ogłoszono, że producentem wykonawczym będzie will.i.am, który wcześniej nagrał z Brit Big Fat Bass oraz megahit Scream&Shout (#3 na Billboard Hot 100, #1 w ponad 20 krajach). Tutaj można było już zacząć przeczuwać, że albumowi będzie bliżej do EDM niż hip-hopu oraz nie obejdzie się bez nadużywania autotune. Producent wykonawczy nie musi produkować utworó, ale to on ma wpływ na koncepcję płyty i dobór tracklisty, a wszyscy wiemy, jaki styl ma frontman The Black Eyed Peas.
Współpracę z Britney Spears will.i.am opisywał następująco:
“Ja i Britney musimy spotykać się na lunchu cztery razy w miesiącu, przez trzy miesiące, zanim w ogóle zdecyduje się wejść z nią do studia. Wszystko dlatego, że musimy porozmawiać. Musimy pogadać o tym, co ją ekscytuje w życiu. Muszę porozmawiać z Britney o rzeczach, które ją ranią. Muszę dowiedzieć się, co napawa ją troską i zmartwieniem – ona jest matką. Muszę porozmawiać z Brit o tych wszystkich rzeczach, o których chcieliby porozmawiać z nią jej fani. Chcę być łącznikiem pomiędzy nią a jej fanami. Nie możemy wspólnie stworzyć kolejnej piosenki opowiadającej o tańcu, wyjściu na parkiet. Każdy wie, że Britney zrobiła takie piosenki już tyle razy. Czyż nie chcemy usłyszeć teraz czegoś, co będzie płynęło prosto z jej serca?”
Zapowiedź bardziej prywatnego albumu potwierdziła piosenkarkę, nazywając swoją ósmą płytę najbardziej osobistą w jej karierze. Już wcześniej mieliśmy do czynienia z “prywatnym” Circus, który pod przykrywką tanecznych piosenek ukrywał odniesienia do prywatnego życia Britney i jej powrotu na scenę. Po klubowym i prostym w przekazie Femme Fatale, gwiazda obiecała zaprtosić nas do swojego prywatnego życia. Ósmy album, podobnie jak trzeci krążek piosenkarki, zawała swoim imieniem, tym razem również drugim.
“Mój album będzie jednym z najbardziej osobistych, jakie zrobiłam. Jest dla mnie pewnego typu terapią. Chciałąm, abyście poznali Britney Spears z innej strony. Jestem performerką. Jestem matką. Jestem zabawna. Jestem Waszą przyjaciółką. Jestem Britney Jean. Znajdzie się na nim wiele utworów w średnim tempie, ale także mnóstwo szybkich piosenek, które nadadzą albumowi specyficzny klimat i uczynią go czymś innym [od tego, co wcześniej wydałam].”
Podczas pracy nad albumem przez studio przewinąć miał się Darkchild (Overprotected), Danja (Blackout) i DJ Naughty Boy, który ostatecznie musiał zrezygnować z pracy z Britney. Pierwsza dwójka również do albumu nie dała rady nic dorzucić. Za to do ekipy piszącej piosenki dołączyła Sia Furler, która stworzyła z naszą gwiazdą kompozycje Perfume, Passenger i Brightest Morning Star. W studio nagraniowym Britney połączyła siły z raperem T.I. (Tik Tik Boom), will.i.am’em (It Should Be Easy) i swoją siostrą Jamie Lynn (Chillin’ With You).
17 września 2013 roku Britney opublikowała pierwszy singiel z albumu o dosadnie brzmiącym tytule Work Bitch. Mocne elektroniczne brzmienia i powtarzalny tekst, zdecydowanie nie były “prywatną” stroną Britney, którą tak hucznie zapowiadano. Jako większej osobistości, naturalności, delikatności, fani spodziewali się raczej utworu z towarzystwem pianina, a nie kolejnej “łupanki”, której oryginalnej wersji nie można było grać w radio ze względu na użyte niecenzuralne słowa, pojawiające się w utworze dosłownie co kilkanaście sekund. Will.I.Am bronił jednak piosenki w jednym z wywiadów:
“Ta piosenka to bardziej odbicie samej Britney niż jej nowegoi albumu. Album jest tym, czym jest. Chcieliśmy wydać ten utwór jako pierwszy singiel, aby potrzymać istotę tego, co reprezentuje sobą Britney. Nie definiuje on jednak samego krążka, który jest efektem połączenia wielu elementów. Nie można wybrać jednej piosenki, która określi, zdefiniuje cały album. Żyjemy w czasach, kiedy każdy z nas ma w kieszeni telefon lub inny wynalazek, dzięki któremu bez problemu wejdzie na YouTube i zapozna się z całym dotychczasowym dorobkiem wybranego artysty. Uznaliśmy więc, że ta piosenka reprezentuje takie Piece of Me, czyli cząstkę samej Britney.”
Mający aż siedmiu autorów utwór poradził sobie gorzej niż poprzednie pierwsze single Britney – utwór zatrzymał się na 12. miejscu Billboard Hot 100. W żadnym kraju nie dotarł do 1. miejsca lokalnej listy przebojów, natomiast w 10 krajach znalazł się w pierwszej dziesiątce najpopularniejszych hitów. Lepiej było na zestawieniach tanecznych, na które wpływ mają kluby, a nie radio – zarówno w USA jak i w Wielkiej Brytanii, Work Bitch dotarł do 2. pozycji. Nie wszyscy byli zadowoleni z takiego obrotu spraw, jednk sama Britney wcale nie paliła się do promocji utworu w telewizji czy na galach, czasem wspominając o nim w wywiadzie obok wypowiedzi o swojej marce perfum oraz byciu mamą.
Po upływie kilku lat, fani zaczęli jednak dostrzegać w Work Bitch coś więcej, a pierwszy singiel z Britney Jean zaczęto stawiać u boku największych hitów Księżniczki Pop obok Toxic i …Baby One More Time. Jak zdradziła sama artystka w swojej autobiografii, w jej przekonaniu jest to jedyna dobra piosenka, którą stworzyła podczas trwającej 13 lat kurateli sądowej. Dodatkowo, utwór bardzo motywuje wszystkich, a – jak fani żartobliwie zauważają – od roku 2013 w Stanach Zjednoczonych spadł poziom bezrobocia! Przebój wyjątkowo spodobał się społeczności LGBT. Zresztą Britney miała taki cel od początku, co wyjaśniła nam, jednocześnie tłumacząc wulgarny tytuł utworu:
“To używany przez wielu slang uliczny, wzmocnienie “bierz się do pracy”. Nie nazywam każdego w ten sposób… Określenie to kieruję głownie do gejów, jest ono na swój sposób pieszczotliwe. Wiele osób zajmujących się moim wyglądem to geje. Spotykam się z nimi dużo i uważam, że są cudowni i przezabawni”.
Koncepcja prywatności powróciła 4 listopada 2013 roku przy wydaniu ballady Perfume. Jak wspomnieliśmy, pracowała przy niej Sia, która również słyszana jest w chórkach. Wielu fanom utwór bardzo się spodobał, jednak nie wyczuli w nim hitu i mieli rację – dotarł on jedynie do 76. miejsca Billboard Hot 100, a w zaledwie pięciu krajach utwór zagościł w Top20. Nie zważając na marne wyniki komercyjne, sztab piosenkarki postawił na brak jakiejkolwiek promocji, pogrzebując tym samym wątłe nadzieje fanów na występ z wokalem na żywo.
Perfume lirycznie wcale nie dotyczy żadnych perfum (te sprzedawały się jak świeże bułeczki i nie potrzebowały więcej promocji), lecz odnosi się do rozpadającego się związku, w którym nagle pojawia się ta trzecia, niechciana przez podmiot liryczny osoba. Britney jednym z wywiadów potwierdziła, że singiel nawiązuje do jej byłego narzeczonego – Jasona Trawicka. Britney wymieniła utwór jako swój ulubiony na płycie.
“To piosenka o kobiecie i mężczyźnie… Ona będąc obecnie z kimś innym, wciąż jest w nim zakochana i pragnie, be on nadal czuł jej perfumy, ale chce, by czuła je także kobieta, która teraz z nim jest. To bardzo piękna piosenka i myślę, że moi fani ją do cenią. “Perfume” jest dla mnie wyjątkowy, bo to naprawdę osobisty utwór i uważam, że każdy może utożsamić się z zawartą w nim historią. Każdy przechodził w związku przez chwile niepewności, które pozostawiły w nim swoją wrażliwość i podatność na zranienie. Sądzę, że ta piosenka w pełni uchwyciła ten stan”.
Wszyscy oczekiwali na teledysk, który mógłby uratować tragiczną sytuację na listach. Pod koniec listopada Britney zaczęła kręcić wideo. Cóż to miało być! Krążyły plotki o klipie przepełnionym akcją, zaskakującymi scenami i lejącą się krwią. Niestety na doniesieniach się kończy, bo podobnie jak później Make Me, również Perfume nie doczekało się wydania pierwotnej wersji klipu. Poruszenie wywołały zdjęcia z planu, na których Britney trzyma broń, podobnie jak w video Criminal. Fani jednak byli zasmuceni, że oficjalna wersja nie ma tych scen i jest… po prostu nudna. Reżyser Joseph Kahn w rozmowie poruszył ten temat.
“Reżyserska wersja jest o minutę dłuższa i zawiera naprawdę szokujący koniec… Nazwałbym go “Breaking Badney”. W wersji oficjalnej zastosowano wiele pozornie małych zmian, które jednak ostatecznie doprowadziły do tego, że klip różni się w znacznym stopniu od wersji pierwotnej. Te zmiany okazały się na tyle duże, że sprawiły, iż teledysk opowiedział inną historię. Pierwotna była bardziej intensywna, emocjonująca i tragiczna.”
Kolejną odsłoną prywatnej Britney była piosenka Passenger, która 8 listopada wyciekła do sieci. Oprócz Sii i Britney współautorką utworu jest Katy Perry, która również wykonała jej demo, ponieważ utwór ten był jednym z kandydatów do zagoszczenia na jej krążku “Prism”. Przy wycieku “Pasażera” fani posądzili Britney o przesadną przeróbkę wokalu, a nawet o to, że części piosenki nie śpiewa ona sama. To właśnie wtedy po raz pierwszy zaczęto głośno mówić o śpiewającej w chórkach Myah Marie, której temat powróci po premierze samego albumu.
Później do sieci trafił utwór Alien. Nawiązuje on chyba najbardziej do koncepcji albumu – samotności życia gwiazdy pop. Z Alien zamieszania było naprawdę sporo. Nad piosenką czuwał William Orbit i to on wymieniany jest jako producent utworu, co szczególnie słychać na wersji demo utworu, gdzie Britney nie brzmi perfekcyjnie, jednak naturalnie co spodobało się wielu fanom. Niestety to, co otrzymaliśmy ostatecznie na albumie różni się od wspomnianej wersji demo i wiele osób domyślało się, że do wersji Orbita swoje trzy grosze dorzucił Will.I.Am, który zrobotyzował wokale Britney i dokonał zmian, które doprowadziło do błędów produkcyjnych i przeskoku w utworze w około 2:14 minucie jego trwania.
W lipcu 2014 roku do sieci wyciekł Alien w wersji “raw vocals”. Tak zwana “surowa” wersja wprawiła w osłupienie nawet oddanych fanów Britney Spears i odbiła się szerokim echem w mediach. Od pierwszej chwili odsłuchu rzuca się w uszy wyraźny fałsz gwiazdy popu. William Orbit tłumaczył się, że była to wyłącznie rozgrzewka i dlatego Brit brzmi tak źle. Inni wykorzystali to nagranie jako dowód, że Spears bez obróbki i wsparcia autotune nie potrafi śpiewać.
“Pragnę zaznaczyć, że absolutnie każdy wokalista na samym początku długiej sesji nagraniowej w studio może spędzić mnóstwo czasu na rozgrzewce swoich strun głosowych. Dla każdego profesjonalisty taka rozgrzewka jest czymś normalnym i niezbędnym do prawidłowego wykonywania pracy. Bez względu na to, jakie wymyślne gry i zabawy stosujemy podczs realizacji piosenek w studio nagraniowym, najważniejsze jest, by pamiętać, że Pani Spears potrafi śpiewać, że dziesiątki milionów, setki milionów ludzi na całym świecie czerpie szczerą radość z jej muzyki. Tak naprawdę właśnie to się liczy.” – tłumaczył producent utworu.
Kolejną aferę wokół “Alien” rozpętała już sama Britney, która w dokumencie I Am Britney Jean powiedziała, że piosenka na pewno zostanie singlem. Ostatecznie życzenie piosenkarki nie spełniło się, ponieważ promocję krążka zakończono na dwóch singlach. William Orbit również poruszył ten temat i bardzo ubolewał nad tym, że utwór nie miał szans na dostanie się na listy przebojów. W końcu on sam i fani mieli dość tweetów i facebookowych postów o piosence, a Orbit ostatecznie stwierdził, że nie zrobi Alien 2.0 i z Britney pracować już nie zamierza więcej.
Kolejną piosenką typowaną na singla i doświadczaną przez nas podczas odsłuchu ósmego albumu naszej gwiazdy jest It Should Be Easy. Nienawidzony przez jednych, kochany przez drugich utwór, miał zostać drugim Scream&Shout, jednak nie doczekał się zbytniego sukcesu, ostatecznie wysłany do radio latem 2014 roku jako singiel promocyjny. Doczekał się on kilku oficjalnych remixów i dotarł do 5. miejsca Gorącej 20 Radia Eska.
Kolejnym utworem na płycie jest Tik Tik Boom z gościnnym udziałem T.I., gdzie ponownie ze świeczką szukać można “osobistej strony” Britney. Następnie słyszymy Body Ache – piosenkę współtworzyła także Myah Marie, która użyczyła tu również swojego wokalu, nie tylko w chórkach. Til It’s Gone to jedna z najbardziej osobistych propozycji Brit na krążku, jednak brak jej prawdziwie prywatnego wydźwięku. Po Passenger przechodzimy do długo wyczekiwanego duetu z siostrą Britney – Jamie Lynn. Chillin With You nie zadowoliło jednak fanów artystki.
Potem Britney Jean wraca do nieco bardziej osobistego brzmienia i w pięknej balladzie o rozstaniu – Don’t Cry – śpiewa, według krytyków, swoim najlepszym wokalem na całym albumie. W utworze znowu powraca temat rozstania z Jasonem Trawickiem. Po takim kawałku chcemy usłyszeć więcej prywatnej odsłony Britney, jednak album w swojej podstawowej wersji kończy się. W wersji deluxe albumu mamy kilka dodatkowych piosenek. Pierwsza z nich to opawiadająca o swojej duchowej relacji z Bogiem Brightest Morning Star (choć według innych doniesień, tekst traktuje o miłości Brit do jej dzieci). Przedostani utwór Hold On Tight okazał się być pierwszym nagranym na krążek. Co ciekawe, na wielu fizycznych wydaniach albumów jest błąd i piosenka nazywa się tam “Hold On Tite”. Album zamyka radosne Now That I Found You, która również była typowana jako kandydat na trzeci singiel. Znajdziemy na nim jeszcze remix Perfume (The Dreaming Mix), a na japońskiej wersji albumu – remixy Work Bitch.
Gdy zajrzymy do książeczki albumowej, znajdziemy w niej piękne, głównie czarno-białe zdjęcia artystki. Zdziwieniem dla fanów będzie fakt, iż po raz pierwszy w karierze, pod każdym z utworów wśród autorów widnieje nazwisko Spears. Wielbiciele artystki pozostają jednak sceptyczni nad prawdziwym zaangażowaniem piosenkarki w tworzeniu tekstów do swoich utworów z tej płyty.
Na tym jednak wątpliwości co do zaangażowania Britney na albumie nie kończą się, ponieważ już po wycieku pierwszych piosenek, fani nie byli przekonani czy to na pewno Spears je śpiewa! Praktycznie w każdym utworze istnieją partie wokalne kwestionowane przez słuchaczy. Powstało wiele teorii, że zamiast Brit na albumie słyszymy niejaką Myah Marie, która pierwszy raz śpiewała w chórkach Britney w utworze Circus. Oliwy do ognia dodał ojciec kobiety, który stwierdził, że jego córka wykonuje piosenki nie tylko na Britney Jean, ale i na Famme Fatale. Dlaczego Britney miałaby nie śpiewać na własnym albumie? – tego nikt nie wie, a sam temat nigdy nie został oficjalnie poruszony, nawet w ostatnio wydanej autobiografii artystki. Britney mogła być na tyle niezadowolona z pracy, że nie chciała nagrywać. Mógł to być swojego rodzaju sprzeciw artystki przeciwko kontroli sprawowanej przez jej ojca i zmuszania ją do pracy. Jedna z teorii przedstawianych na internetowych forach wskazuje również, że wiele plików z wokalami Brit zostało przez przypadek usuniętych, a artystka zajęta przygotowaniami do rezydentury w Las Vegas, nie miała możliwości nagrać je ponownie.
Poza kilkoma krótkimi wywiadami w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii, Britney Jean nie doczekał się jakiejkolwiek promocji. Piosenkarka nie wystąpiła z żadnym utworem na jakiejkolwiek gali, programie telewizyjnym, festiwalu czy klubie, jak w poprzednich latach. Pierwszy raz krótki fragment Work Bitch mogliśmy zobaczyć w tv prawie 3 lata po jego wydaniu podczas Billboard Music Awards 2016. Ostatecznie 27 grudnia 2013 roku rozpoczęła się rezydentura Piece of Me w Las Vegas, a Britney podczas niej wykonała tylko dwie piosenki z nowego krążka – otwierające show Work Bitch oraz Perfume, za które podczas kilku show pojawiło się Alien. W odświeżonej wersji show zaprezentowanej z początkiem 2016 roku, pozostawiono wyłącznie pierwszy singiel. Work Bitch towarzyszyło Britney jako otwarcie show przez prawie 5 lat, aż do zakończenia Piece of Me Tour w 2018 roku. W 2016 roku Brit wystąpiła z utworem również na kilku festiwalach oraz zaprezentowała go podczas New Year’s Rocking Eve 2017.
Nikła promocja przełożyła się również na wyniki komercyjne. Album do dziś pozostaje najniżej notowanym albumem Britney na liście Billboard 200 (4. pozycja). Wyłącznie w Chinach krążek zdobył szczyt lokalnego zestawienia, w Polsce natomiast dotarł on do 45. pozycji, docierając również do Top10 w pięciu państwach. Płyta pokryła się złotem w Meksyku, Kanadzie i USA.
A co Wy po 10 latach myślicie o ósmym albumie Britney Spears?
Dla mnie ten albumma tylko jedną piosenkę Don’t Cry
Faktycznie to bardzo zly album, ale mialem do niego slabosc kiedys. Aktualnie cenie za okropnosc xD jest tak zly, ze az uroczy. Alien to niezly utwor, pogrzebany przez wspomniane wtopy, ponadto przypomina mi za mocno ‘All Good Things’ Nelly Furtado. Perfume jest spiewane przez Britney i dobre, szkoda tamtego klipu oczywiscie (niech w koncu wycieknie!). Lubie jako piosenki – mniejsza przez kogo spiewane – Body Ache, Til It’s Gone i Don’t Cry. Bonusowe nagrania niestety nigdy jakos mi sie nie zapamietaly, Now That I Found You uwazam za nieznosne byle co. Co by jednak nie mowic, kto by zamiast Brity na tej plycie nie spiewal, dla mnie ona ma jakis taki britnejowy element w sobie. Dobrze zrobiona podroba 😛